Podróżnicy

Wydawać by się mogło, że byliśmy normalną rodziną – małżeństwem z dwójką dzieci, mieszkającym na peryferiach dużego miasta. Oboje pracowaliśmy zawodowo, zaciągaliśmy i spłacaliśmy kredyty, płacili podatki, oglądali telewizję i przystrzygali trawnik. Dzieci chodziły do szkoły i na zajęcia pozalekcyjne. Wszystko zgodnie z wytycznymi społeczeństwa. Aż tu pewnego dnia…

Nie wiem dokładnie co sie stało i kto jest za to odpowiedzialny, ale od pewnego czasu znajomi i Rodzina zaczęli wątpić w naszą poczytalność. Wszystko to za sprawą decyzji, jaką podjęliśmy w połowie lutego 2011 roku – precyzując – w Walentynkowy wieczór. Otóż postanowiliśmy porzucić nasze dostatnie i bezpieczne życie na rzecz podróży i przygód. Sukces mierzony wielkością domu, liczbą samochodów i stanem konta, postanowiliśmy zamienić na egzystencję pozbawioną wygód. Chyba czytaliśmy dzieciom zbyt dużo Muminków i Włóczykij nam zaimponował…

Jak wspomniałem jest nas czworo (było dziewięcioro, ale rybkom postanowiliśmy oszczędzić trudów podróżowania):

  • W zależności od punktu widzenia, pomysłodawcą ekspedycji lub też odpowiedzialnym za tę fanaberię jest Robert, czyli Tata. Współodpowiedzialność ponoszą również KWaŚ i Nuda. To ich anarchistyczne poglądy i ciągłe niezadowolenie powiły ten naiwny i szalony plan.
  • Szefem wyprawy i jej siłą pociągową jest – niewątpliwie – Agnieszka, czyli Mama. Jej zgoda na wyjazd była niejakim zaskoczeniem dla pomysłodawców, lecz determinacja z jaką podeszła do realizacji planów, wręcz ich osłupiła. Bez niej, ta wyprawa z całą pewnością podziliłaby los tysiąca innych „znakomitych” pomysłów Taty.
  • Wielkimi Odkrywcami są Dora i Diego, tudzież Nadia i Olo, czyli pociechy niepoczytalnych rodziców. Nie do końca chyba jeszcze zdają sobię sprawę z tego co ich czeka, ale na szczęście niepełnoletnim nie przysługuje tutaj równouprawnienie.

Podróż, w chwili jej rozpoczęcia ma tylko zarysy i będzie ulegała wielokrotnym zmianom. Jej długość, uzależniona będzie od wielu czynników, ale jednym z ważniejszych będą niewątpliwie rodzinne finanse. Na czas trwania wyprawy planujemy zawiesić oszczędzanie, odkładanie na emeryturę i edukację dla dzieci…

„What the @#$%…!?!” – rzekła Mrówka do Pasikonika…

Pierwszy etap naszej podróży jest już zaplanowany. Zaczynamy we wtorek, dwunastego lipca 2011 roku przelotem do… Polski. Muszę tutaj wyjaśnić, że od 2002 roku mieszkamy w Stanach Zjednoczonych, stąd też wyprawa do Chorzowa, skąd pochodzimy, jest dla naszych, urodzonych na emigracji milusińskich równie egozotyczna jak dalsze etapy podróży. Przez siedem tygodni będziemy zwiedzać Stary kontynent i planować kolejne etapy podróży, które w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy zabiorą nas do Meksyku, Gwatemali, Belize, Hondurasu, Salvadoru, Nikaragui, Kostaryki i do Panamy.

Czy na tym poprzestaniemy? Na to pytanie nikt chyba nie jest w stanie odpowiedzieć. Na pewno nie my. Wiemy, że wiele może się po drodze wydarzyć i wiele się wydarzy. Przynajmniej mamy taką nadzieję. Chcemy, by była to nie tylko ekspedycja w sensie geograficznym, ale również próba zrozumienia co my tak naprawdę chcemy w życiu robić (jak już w końcu dorośniemy).

O wszystkim będziemy informować tutaj, jak również na anglojęzycznej stronie prowadzonej dla naszych, nieobytych z językiem Kochanowskiego znajomych.

Dodaj komentarz