Wiosna już tuż, tuż

Agnieszka przedstawia wiosenny projekt dla dzieci. Tylko gdzie ta wiosna…?

Tutaj w Meksyku nie ma zimy do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Słońce świeci co dzień, drzewa są zielone i kwiaty kwitną jak gdyby nigdy nic cały rok. Mimo tego na powitanie wiosny postanowiliśmy zrobić kwiatowy projekt. Jest prosty, bo nawet mój czteroletni syn sobie z nim poradził, materiały do jego wykonania chyba każdy ma w domu i na dodatek są surowcami wtórnymi.

Potrzebne materiały:

  • karton po jajkach (najlepiej biały)
  • tuba po papierze toaletowym
  • kolorowe druciki albo drewniane patyczki do szaszłyków
  • kolorowe farbki
  • nożyczki

Nożem pokrój karton po jajkach tak aby uzyskać 10 kubeczków. Przy użyciu nożyczek uformuj kubeczki tak aby przypominały kielichy kwiatowe. Pomaluj farbami na dowolne kolory i pozostaw do wyschnięcia. Pomaluj również tubę po papierze, to będzie wazon. Kiedy już wszystko wyschnie zrób małe dziurki i włóż patyczki, łodygi. Poukładaj kwiaty w wazonie, tylko czasem nie wlewaj wody:-)

Jak nauczyć dziecko języków obcych?

O tym jak Nadia i Olo uczą się języków, oraz jak im w tym staramy się nie przeszkadzać.

Sprawa jest stosunkowo prosta. Dziecko jest jak gąbka, wszystko wsiąka bez większego wysiłku i tak też jest z nauką języków.

Scenariusze mogą być różne.

  1. Rodzina wyjeżdża do obcego kraju na kontrakt.
  2. Rodzice są różnych narodowości i postanawiają nauczyć dziecko swoich języków ojczystych.
  3. Rodzice znają jakiś język biegle więc postanawiają się tylko nim posługiwać w domu.
  4. Dziecko chodzi do szkoły w której zajęcia odbywają się tylko w danym języku, rodzice niekoniecznie muszą go znać.

Na każdy z tych scenariuszy znam konkretny przykład. Moja kuzynka Patrycja mieszkająca na stałe w Polsce uczy swojego synka hiszpańskiego, którym biegle włada. Nasi drodzy znajomi Ola(Polka) i Sebastian(Francuz), którzy do niedawna mieszkali w Toronto uczyli dzieci swoich ojczystych języków a angielskiego poza domem.W naszym wypadku to był wyjazd do USA gdzie poźniej urodziły się nasze dzieci, Nadia i Alexander.

Od samego początku wiedzieliśmy że będziemy uczyć, nie wiedzieliśmy tylko jak. Szybko zorientowaliśmy się jednak, że po pierwsze było to nienaturalne dla nas mówić do córki po angielsku (mimo bardzo dobrej znajomości tego języka) po drugie cały otaczający nas świat mówił po angielsku więc nie było sensu wprowadzać go w domu.

Nadia dosyć szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. Nie raz miała zdziwioną minkę zastanawiając się o co tutaj chodzi? Dlaczego wszyscy mówią inaczej niż mama i tata? Nie miała wtedy jeszcze nawet 2 lat. Od tego czasu wszystko poszło jak po maśle.  Bawiąc się codziennie z amerykańskimi dziećmi  dogoniła ich poziom językowy w kilka miesięcy. Sytuacja dla niej się wyklarowała, dobrze wiedziała że z rodzicami ma rozmawiać po polsku a całą resztą po angielsku. Czasem próbowała mieszać ale my konsekwentnie ją poprawialiśmy dając jej do zrozumienia że musi mówić po polsku. Nie raz robiłam test mówiąc do niej specjalnie po angielsku a ona i tak odpowiadała po polsku:-)

Konwersacja to nie wszystko więc nadszedł czas na naukę pisania i czytania. Z pomocą przyszło przedszkole i później szkoła ponieważ ten sam program wykorzystywałam w domu na naukę polskiego. W chwili obecnej Nadia potrafi mówić, czytać ze zrozumieniem i pisać w dwóch językach a dopiero miesiąc temu skończyła 7 lat.

W międzyczasie urodził się Alexander, z którym postąpiliśmy identycznie. Oluś w tej chwili ma 3,5 roku i świetnie sobie daje radę w polskim i angielskim.

Głównym nauczycielem polskiego Olusia była Nadia, która jako starsza siostra jest wiernym towarzyszem zabaw i autorytetem prawie we wszystkim:-)

Teraz obydwoje uczą się trzeciego języka: hiszpańskiego. Postawiliśmy na ten sam sposób, w domu po polsku, a szkoła i cały najbliższy świat po hiszpańsku. Minęły dopiero 4 tygodnie a nasze dzieci już potrafią poprowadzić prostą konwersację, poprosić w sklepie o podstawowe artykuły, zamówić sobie jedzenie w restauracji. Całkiem nieźle jak na miesiąc nauki w szkole!

Nadia, ponieważ jest starsza wyłapuje podobieństwa do języków które już zna. Często są to słówka, czasem gramatyka lub szyk zdania. To jest tylko dowód na to, że im więcej języków znasz tym łatwiej jest się nauczyć kolejnego.

My, rodzice też postanowiliśmy się nauczyć i korzystamy z programu komputerowego Rosetta Stone w połączeniu z konwersacją na żywo. Program jest o tyle pomocny że nie musimy nigdzie chodzić, możemy się nauczyć podstaw w zaciszu naszego domu o czasie najbardziej nam odpowiadającym. Później wychodzimy na miasto i jest czas na praktykę z meksykanami, którzy są bardzo cierpliwi i pomocni:-)

Jakie są twoje doświadczenia? Jesteśmy otwarci na wszelkie spostrzeżenia i konstruktywny krytycyzm.

Lemoniada po meksykańsku

Oluś w końcu dopchał się przed kamerę i postanowił przedstawić Wam sposób przygotowania lemoniady w Meksyku.

Oluś w końcu dopchał się przed kamerę i postanowił przedstawić Wam sposób przygotowania lemoniady w Meksyku. W tle zauważycie z pewnością jak hucznie, wydarzenie to jest tu celebrowane. Mamy nadzieję, że lemoniada wszystkim będzie smakowała!

Jak znależć dobrą szkołę dla swoich dzieci w San Miguel de Allende?

Jak znaleźć dobrą szkołę w Meksyku, czyli krótki poradnik tylko dla zdeterminowanych Rodziców.

Szczerze powiedziawszy nie jest to skomplikowana sprawa biorąc pod uwagę ilość szkół w SMA. Wybór jest do tego stopnia duży,  że nie wiadomo od której zacząć. Większość szkół można podzielić następująco: publiczne, prywatne prowadzone przez siostry zakonne i prywatne świeckie.

W publicznych szkołach zajęcia odbywają się tylko w języku hiszpańskim, co dla nas jest dużym plusem, ale niestety zbyt duża ilość uczniów nas zniechęcała. Dużym atutem tych szkół są piękne budynki w centrum miasta, ogromne boiska, zadbane place zabaw oraz to że są bezpłatne. W jednej klasie może być jednak nawet pięćdziesięcioro uczniów.

W szkołach prywatnych coraz częściej pojawia się język angielski. Są nawet szkoły w których cały program jest po angielsku. Naszym celem było jednak przede wszystkim znalezienie szkoły małej, w której mówiono by tylko po hiszpańsku. Z tego powodu często spotykaliśmy się z brakiem zrozumienia ze strony znajomych, którzy uważali że naszym płynnie mówiącym po angielsku dzieciom będzie lepiej w anglojęzycznej szkole?!?! My już wiemy, że najlepiej jest puścić dziecko na głębokie wody ponieważ dzieci mają niezwykłą zdolność przyswajania języków w zastraszająco szybkim tempie. Już to raz zrobiliśmy w USA więc mamy doświadczenie:-)

Prywatne szkoły wcale nie są takie drogie…nie są jeśli się wcześniej mieszkało w Europie lub Ameryce Północnej.

Alex making funny faces and Nadia, in their new uniforms in front of our house in San Miguel de Allende, Mexico before going to school.
Alex making funny faces and Nadia, in their new uniforms in front of our house in San Miguel de Allende, Mexico before going to school.17-Lis-2011 08:30, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 3.8, 28.0mm, 0.033 sec, ISO 200
 
 Po kilku dniach znaleźliśmy idealną szkołę dla naszych pociech z programem tylko w języku hiszpańskim. Bardzo mała bo w Nadinki klasie jest tylko ośmioro dzieci a w Olusia dziewięcioro. Klasa Olusia jest bardzo blisko klasy Nadinki więc opiekowanie się swoim bratem łobuzem nie stanowi dla starszej siostry żadnego problemu. Ja też odetchnęłam z ulgą bo to pierwsza szkoła naszego Olusia. W razie draki pani dyrektor mówi po angielsku więc nasze dzieci bez problemu mogą się z nią komunikować do czasu kiedy oswoją się z hiszpańskim. Jeśli chodzi o koszty to szkoła miesięcznie kosztuje ok 200 zł od łebka, wpisowe ok 360 zł za rodzinę, książki i zeszyty ok 300 zł. Oprócz tego musieliśmy kupić dzieciom mundurki ponieważ 99% szkół tego wymaga. Każda szkoła ma inny ale wszystkie są bardzo ładne. Zastanawiam się czasem czy to nie z tego powodu nasze pociechy tak bardzo chciały iść do szkoły?!?!

Dodatkowym plusem jest możliwość chodzenia do szkoły na piechotę. Tak, spacerujemy do szkoły codziennie 25 min w jedą stronę trzymając się za ręcę i przyglądając się budzącemu się miastu. Ja „skowronek” odprowadzam dzieciaki do szkoły a Robert „sowa” odbiera i możecie wierzyć albo nie, ale nikt nie narzeka:-)