Droga przez Sierra Madre do Xilitla

Korzystając z przerwy świąteczno noworocznej w szkole, ruszyliśmy na wycieczkę wokół centralnego Meksyku. Jej pierwszy etap wiedzie przez Sierra Madre Oriental.

Był środek nocy, i choć zabawy na zewnątrz wciąż jeszcze dogorywały, my spaliśmy już od dawna w najlepsze. Po sutej kolacji i kilku piwach stawianych nam przez lokalnego kandydata na burmistrza, szybko udaliśmy się na zasłużony spoczynek. Delikatne pukanie do drzwi zerwało mnie na równe nogi około pierwszej w nocy…

Droga z San Miguel de Allende do Xilitla wiedzie przez Sierra Madre Oriental. Mimo, że bez przeszkód i stosunkowo dobrą drogą, jednak pokonanie 365 kilometrów zajęło nam ponad sześć godzin, miast obiecywanych przez Google Maps czterech i pół godziny. Przyznać muszę jednak, że droga pod względem widokowym jest bardzo spektakularna.

Skała Bernal widziana z miasteczka o tej samej nazwie.

Z San Miguel de Allende przez Celayę, do Queretaro droga jest raczej nudnawa. Wszystkie trzy miasta leżą na tej samej równinie, a poza tym między Celaya a Queretaro jest nawet (płatna) szeroka autostrada. Gdyby nie próby naciągnięcia nas na 50 pesos przez pracownika stacji benzynowej, odcinek ten nie pozostałby chyba w naszej pamięci. Za Queretaro musieliśmy zjechać jednak z autostrady i odbić na północny wschód, by przez Bernal i Jalpan, drogą krajową numer 120 dotrzeć do Xilitla.

Droga ta należy chyba do najbardziej krętych w tym kraju. Wije się zboczami wzgórz, wspinając ciężko i z uporem na najwyższe z nich, po to tylko, by za szczytem znowu zjechać w dolinę. Za nią zaś kolejny, wyższy szczyt i znowu dolina, i tak w koło, aż do Xilitla. Mimo przepięknych widoków, Agnieszka przypłaciła jazdę tą naturalną kolejkę górską kłopotami żołądkowymi i ewentualnym zwrotem, nieciekawych zresztą kanapek w jakie zaopatrzyliśmy się jeszcze w San Miguel de Allende na drogę. Pełen współczucia dla pasażerów, muszę jednak przyznać, że mnie droga bardzo się podobała. Dzięki wspaniałej – zresztą jak co dzień – pogodzie, jazda wąskimi, górskimi serpentynami była naprawdę wspaniała. Szkoda tylko, że nie mieliśmy więcej okazji do robienia zdjęć. Chcieliśmy dotrzeć do Xilitla przed zmrokiem, by poszukać kempingu na nocleg.

No to którędy teraz...?

Widząc, że jazda zajmuje nam zdecydowanie dłużej niż planowaliśmy, zdecydowaliśmy poszukać noclegu już w Jalpan i skuszeni znakami obrazującymi biały namiocik na niebieskim tle, z radością ruszyliśmy szutrową drogą w kierunku jeziora, albo raczej zapory, nad którą obiecany kemping miał się mieścić. Niestety, okazało się, że „namiotowanie” w Meksyku, nie jest tak łatwe ani popularne jak w Stanach. Ośrodek okazał się parkiem, gdzie owszem można sobie przyjechać na piknik, albo uzyskawszy specjalne zezwolenie szefostwa nawet zaparkować swojego „kampera” na noc, ale rozbijanie namiotu nie wchodziło w grę. Cóż było robić, zwinęliśmy się szybko i  nauczeni tym doświadczeniem wiedzieliśmy już, że tego dnia spać chyba będziemy w hotelu.

Gdy dojechaliśmy do Xilitla, było już dobrze po zmroku, złamaliśmy więc po raz pierwszy, i jak się później miało okazać nie ostatni, jedną z naszych podstawowych zasad bezpieczeństwa  na meksykańskich drogach. Zwłaszcza na krętej, wąskiej serpentynie było to dosyć ryzykowne. Oprócz bowiem namiętnie instalowanych w każdej miejscowości Meksyku i  często nieoznakowanych „topes”, czyli progów zwalniających na których można połamać podwozie, trzeba też uważać na sporych rozmiarów dziury w drodze, skały spadające na ulice, zepsute, bądź po prostu zaparkowane i nieoświetlone pojazdy, a także pieszych (nie zawsze trzeźwych) i ich inwentarz. Gdy do tego dodać często słyszane historie o blokadach dróg i napadach, łatwo zgadnąć, że ulgą odetchnęliśmy, gdy w końcu udało nam się zaparkować samochód przed hotelem. Na wąskich uliczkach Xilitla, jest to spory sukces, zwłaszcza dla przyjezdnych w ich ponad gabarytowych pojazdach.

„Dolores”, okazał się być bardzo ładnym, czystym i choć na meksykańskie warunki nie najtańszym hotelem, to jednak uszczuplenie budżetu wyprawy o siedemdziesiąt dolarów (za dwie noce) w zamian za – złudne co prawda – poczucie bezpieczeństwa, uznaliśmy za celowe. Wieczór spędziliśmy spacerując urokliwymi uliczkami górskiego miasteczka, odwiedzając mały ryneczek, a na nim XVI wieczny, kolonialny kościół. Życie w miasteczku wrzało, a główny plac gęsto obsiany był straganami sprzedawców indiańskiego rękodzieła, chrupek (chiurros), tacos, gotowanej kukurydzy, orzeszków (cacahuates) i fasolki (garbansos). Kolację zdecydowaliśmy się zjeść w małej knajpce koło hotelu. Spotkaliśmy tam kandydata na burmistrza, który choć przegrał w ostatnich wyborach, startwoać będzie raz jeszcze w następnych. Nie wiem, czy przypisać to chęci pozyskania elektoratu, wrodzonej gościnności, czy też wpływowi alkoholu, ale Enrique zaczął częstować nas pieczonym mięsem i piwem. Opowiedział też sporo o Xilitla i miejscowych atrakcjach, które już kolejnego dnia danym nam było poznać naocznie.

Zmęczeni podróżą, ale też zauroczeni miasteczkiem, przed północą udaliśmy się spoczynek. Koło pierwszej pukanie do drzwi zerwało mnie na równe nogi. To chłopiec hotelowy prosił, by przestawić samochód, gdyż istnieje niebezpieczeństwo uszkodzenia. Hmm… Niewiele myśląc przestawiłem samochód i poszedłem spać. Dopiero rano, w świetle dnia stwierdziliśmy, że niebezpieczeństwo uszkodzenia było jak najbardziej realne, czego dowodem pęknięta tylna lampa i zarysowany bok samochodu. Prawdę powiedziawszy nawet się za bardzo nie zdenerwowałem. W końcu tu w Meksyku, było to tylko kwestią czasu…

Wesołych Świąt

Wszystkim naszym wiernym czytelnikom, z serca gorącego Meksyku, z okazji Świąt Bożego Narodzenia składamy najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia, pomyślności i przede wszystkim… spełnienia marzeń!

Blisko dwa lata temu, na początku 2010 roku, jak miliony ludzi na Świecie o tej porze, zrobiłem sobie listę noworocznych postanowień. Nie sądziłem, że wszystko czego sobie dla nas zażyczyłem spełni się tak szybko.

Zażyczyłem sobie wówczas byśmy mogli częściej podróżować. Obiecałem też solennie wszystkie nasze wyprawy opisywać jak należy. Nie wiem dokładnie jak to zrobiliśmy, ale przynajmniej pierwsze z marzeń ziściło się w całości. Podróżujemy już od blisko sześciu miesięcy. Z tym opisywaniem jedynie trochę kulawo. Jak zwykle, zwalam to oczywiście na brak czasu… Wiem, brzmi mało wiarygodnie biorąc pod uwagę, że od lipca już nie miałem okazji postawić nogi w biurze…

Tym niemniej nie o tym chciałem dzisiaj napisać. Są Święta, więc ze słonecznego San Miguel de Allende przesyłamy najserdeczniejsze życzenia świąteczne wszystkim (trzem) naszym wiernym czytelnikom. Oby i Wasze marzenia szybko się spełniły!

Nasza tegoroczna choinka

O tym jak przygotowujemy się do naszych pierwszych Świąt w ciepłym klimacie i jak radzimy sobie bez tradycyjnej choinki.

Po raz pierwszy spędzamy Swięta w ciepłym klimacie. Bardzo dziwne uczucie, jakoś nie do końca czuję atmosferę świąteczną ale to tylko kwestia przyzwyczajenia, bo Meksykanie nie mają z tym najmniejszego problemu. Już od miesiąca w całym mieście słychać kolędy i wszystko jest pięknie udekorowane. Targowiska są zawalone różnymi ozdobami, światełkami, słodyczami i innymi chodliwymi w tym czasie towarami. Parę dni temu rozpoczęły się również tradycyjne „Posady”. Trwają 9 dni i polegają na rekreacji poszukiwania schronienia w Betlejem przez Maryję i Józefa.

Choinki owszem są, ale my postanowiliśmy zrobić coś innego tego roku. Wracając z Guanajuato przy drodze znależliśmy gałąż. Na naszym tarasie przycięliśmy ją odpowiednio oraz pomalowaliśmy na biało. Z podarowanego, pomalowanego na czerwono starego wiadra zrobiliśmy stojak i gotowe. Drzewko było przygotowane do dekoracji. Wszystkie ozdoby były zrobione przez nas, kupiliśmy jedynie światełka. Muszę przyznać że może nie jest to najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam to radość była taka sama jak przy strojeniu klasycznej choinki. Może nawet większa bo w tym roku na naszym drzewku wiszą własnoręcznie wycięte przez moje dzieciaki Dinozaury. Są też usztrikowane (tłum: zrobione na drutach) i zrobione na szydełku przeze mnie ozdoby oraz Spiderman, który na co dzień jest palcową kukiełką, ale teraz dzielnie pilnuje porządku na drzewku.

Pozostaje nam tylko zrobić pierogi z kapustą i grzybami i Swięta gotowe. No cóż, czas brać się do roboty………Feliz Navidad!

Jak nauczyć dziecko języków obcych?

O tym jak Nadia i Olo uczą się języków, oraz jak im w tym staramy się nie przeszkadzać.

Sprawa jest stosunkowo prosta. Dziecko jest jak gąbka, wszystko wsiąka bez większego wysiłku i tak też jest z nauką języków.

Scenariusze mogą być różne.

  1. Rodzina wyjeżdża do obcego kraju na kontrakt.
  2. Rodzice są różnych narodowości i postanawiają nauczyć dziecko swoich języków ojczystych.
  3. Rodzice znają jakiś język biegle więc postanawiają się tylko nim posługiwać w domu.
  4. Dziecko chodzi do szkoły w której zajęcia odbywają się tylko w danym języku, rodzice niekoniecznie muszą go znać.

Na każdy z tych scenariuszy znam konkretny przykład. Moja kuzynka Patrycja mieszkająca na stałe w Polsce uczy swojego synka hiszpańskiego, którym biegle włada. Nasi drodzy znajomi Ola(Polka) i Sebastian(Francuz), którzy do niedawna mieszkali w Toronto uczyli dzieci swoich ojczystych języków a angielskiego poza domem.W naszym wypadku to był wyjazd do USA gdzie poźniej urodziły się nasze dzieci, Nadia i Alexander.

Od samego początku wiedzieliśmy że będziemy uczyć, nie wiedzieliśmy tylko jak. Szybko zorientowaliśmy się jednak, że po pierwsze było to nienaturalne dla nas mówić do córki po angielsku (mimo bardzo dobrej znajomości tego języka) po drugie cały otaczający nas świat mówił po angielsku więc nie było sensu wprowadzać go w domu.

Nadia dosyć szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. Nie raz miała zdziwioną minkę zastanawiając się o co tutaj chodzi? Dlaczego wszyscy mówią inaczej niż mama i tata? Nie miała wtedy jeszcze nawet 2 lat. Od tego czasu wszystko poszło jak po maśle.  Bawiąc się codziennie z amerykańskimi dziećmi  dogoniła ich poziom językowy w kilka miesięcy. Sytuacja dla niej się wyklarowała, dobrze wiedziała że z rodzicami ma rozmawiać po polsku a całą resztą po angielsku. Czasem próbowała mieszać ale my konsekwentnie ją poprawialiśmy dając jej do zrozumienia że musi mówić po polsku. Nie raz robiłam test mówiąc do niej specjalnie po angielsku a ona i tak odpowiadała po polsku:-)

Konwersacja to nie wszystko więc nadszedł czas na naukę pisania i czytania. Z pomocą przyszło przedszkole i później szkoła ponieważ ten sam program wykorzystywałam w domu na naukę polskiego. W chwili obecnej Nadia potrafi mówić, czytać ze zrozumieniem i pisać w dwóch językach a dopiero miesiąc temu skończyła 7 lat.

W międzyczasie urodził się Alexander, z którym postąpiliśmy identycznie. Oluś w tej chwili ma 3,5 roku i świetnie sobie daje radę w polskim i angielskim.

Głównym nauczycielem polskiego Olusia była Nadia, która jako starsza siostra jest wiernym towarzyszem zabaw i autorytetem prawie we wszystkim:-)

Teraz obydwoje uczą się trzeciego języka: hiszpańskiego. Postawiliśmy na ten sam sposób, w domu po polsku, a szkoła i cały najbliższy świat po hiszpańsku. Minęły dopiero 4 tygodnie a nasze dzieci już potrafią poprowadzić prostą konwersację, poprosić w sklepie o podstawowe artykuły, zamówić sobie jedzenie w restauracji. Całkiem nieźle jak na miesiąc nauki w szkole!

Nadia, ponieważ jest starsza wyłapuje podobieństwa do języków które już zna. Często są to słówka, czasem gramatyka lub szyk zdania. To jest tylko dowód na to, że im więcej języków znasz tym łatwiej jest się nauczyć kolejnego.

My, rodzice też postanowiliśmy się nauczyć i korzystamy z programu komputerowego Rosetta Stone w połączeniu z konwersacją na żywo. Program jest o tyle pomocny że nie musimy nigdzie chodzić, możemy się nauczyć podstaw w zaciszu naszego domu o czasie najbardziej nam odpowiadającym. Później wychodzimy na miasto i jest czas na praktykę z meksykanami, którzy są bardzo cierpliwi i pomocni:-)

Jakie są twoje doświadczenia? Jesteśmy otwarci na wszelkie spostrzeżenia i konstruktywny krytycyzm.

Lemoniada po meksykańsku

Oluś w końcu dopchał się przed kamerę i postanowił przedstawić Wam sposób przygotowania lemoniady w Meksyku.

Oluś w końcu dopchał się przed kamerę i postanowił przedstawić Wam sposób przygotowania lemoniady w Meksyku. W tle zauważycie z pewnością jak hucznie, wydarzenie to jest tu celebrowane. Mamy nadzieję, że lemoniada wszystkim będzie smakowała!

Ekologiczna Choinka

Nie dość, że tej zimy śniegu raczej nie zobaczymy, to jeszcze w przepięknym i zasadniczo bardzo tanim San Miguel de Allende, prawdziwe drzewka świąteczne kosztują tyle co średniej klasy środek transportu. Są jednak poza sezonem dużo mniej użyteczne. Nie chcąc wydawać pieniędzy na plastikowe podróbki, które będą zalegać wysypiska wiele lat po tym gdy ludzie w końcu wyprowadzą się na Kepler’a 22B, postanowiliśmy poeksperymentować. Na szczęście zarówno Agnieszce, jak i naszym milusińskim pomysłów nie brakuje, dzięki czemu Nadia przedstawia projekt na długie  zimowe wieczory. Dzięki kilku starym magazynom i paru ozdobom choinkowym, gwarantujemy że całe rodziny świetnie będą się bawić. A efekt końcowy dostarczy nie tylko doznań estetycznych, ale również pozwoli spać w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Nasze drzewko świąteczne jest bowiem w 100% ekologiczne.

Guacamole

Nadia i Alex przedstawiają dziś guacamole, czyli meksykański, robiony na bazie avocado dodatek do wielu potraw.

Nadia i Alex postanowili pokazać jak w Meksyku robi się guacamole, czyli dodatek do wielu potraw. Guacamole przyrządza się na wiele sposobów. Przedstawiona przez Nadię wersja nie jest zbyt pikantna, więc  świetnie nadaje się dla dzieci. Guacamole można jeść z plackami tortilla, albo jako dodatek do innych potraw.

Urodziny w stylu meksykańskim

Nadia już kilka tygodni temu skończyła 7 lat. W tym szczególnym dniu zawiązaliśmy jej oczy, dali do ręki kijod miotły i kazali wyjść na ulicę…

Słońce, jak co dzień w San Miguel de Allende przygrzewało już wysoko na niebie, gdy wróciliśmy z biblioteki. Dla dzieci, ta co sobotnia wyprawa jest już jak nasza mała tradycja. Idziemy tylko w trójkę – dla Mamy jest to dzień odpoczynku. W bibliotece Nadia znajduje sobie książkę po angielsku, ja z Olem bierzemy hiszpańskie książki z obrazkami i gdy Nadia zagłębia się w lekturze, my zgadujemy znaczenie co ciekawszych słów. Gdy nam się znudzi, to idziemy na krótki spacer, kupujemy kawę, albo idziemy na zajęcia rękodzieła. Gdy Nadia kończy książkę, zazwyczaj jesteśmy już wszyscy głodni, więc szybko wracamy do domu, po drodze fundując sobie po szklance soku ze świeżych owoców.

Tego dnia jednak, Nadia przeczytała kolejną książeczkę z serii „The Magic Tree House” w rekordowym tempie i gdy my z Olem jeszcze lepiliśmy się od kleju, którym staraliśmy się przymocować cekiny do pudełka na… no właściwie to nigdy się nie dowiedziałem na co było to pudełko po kasecie magnetofonowej, które oblepialiśmy świecidełkami… tym niemniej, gdy my jeszcze zajęci byliśmy tworzeniem tego dzieła sztuki, Nadia już stała nad nami i przestępując z nogi na nogę, ponaglała byśmy już kończyli. W drodze powrotnej szybko i bez zatrzymywania minęliśmy nasz ulubiony stragan z owocami i mimo Olkowych oporów, szybko wróciliśmy do domu.

Nadia miała nadzieję, że będą już goście i co chyba nawet ważniejsze, że będzie również piniata. Niestety, spotkało ją podwójne rozczarowanie. Goście mieli się dopiero zjawić za godzinę, a piniatę trzeba było dopiero napełnić słodyczami. Szybko wyjaśniam, że piniata to właściwie tylko pojemnik, zazwyczaj zrobiony z posklejanych pudełek i ozdobiony kolorowymi bibułkami, którego zawartość trzeba wygenerować samemu. Biorąc pod uwagę Agnieszki awersję do słodyczy (albo raczej jej awersję do tego by dzieci jadały niezdrowe słodycze), taki model wydawał się jak najbardziej na miejscu. Tyle tylko, że należało chyba nieco wcześniej pomyśleć o napełnianiu tego ustrojstwa.

Na szczęście ostry nóż i odrobina taśmy klejącej szybko rozwiązały problem i gdy przed drzwiami zjawili się goście, my byliśmy już gotowi do zawieszenia piniaty. Tu okazało się, że znowu mamy schody. W Stanach Zjednoczonych, co widać na większości filmów, do rozbijania piniaty służy kij baseball’owy. Niestety w San Miguel de Allende nie ma za bardzo miejsca na baseball, co więc za tym idzie o kije również nie jest łatwo. Tak na marginesie, w Polsce  z tego co pamiętam, sport ten jest równie niepopularny, a jednak podaż sprzętu jest jednak dużo lepsza. Z pewnością generowana przez większy popyt… Okazało się, że w Meksyku, do rozbijania piniaty służy… kij od miotły. Z tym nie było problemu, choć przyznać muszę, że zaskoczony byłem dostępnością sprzętu. W gruncie rzeczy, sprzątanie jest w San Miguel de Allende równie niepopularne jak baseball. Ale to temat na osobny wpis.

Teraz należało piniatę powiesić i pozwolić dzieciom walić w nią kijem. To taki lokalny sposób na kształtowanie charakterów.

Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.008 sec, ISO 200
 
Jakoś nie mogłem przekonać się do myśli o bandzie małolatów z kijami biegającymi po domu, więc piniatę zawiesiliśmy nad ulicą. Tu z pomocą przyszli rozrywkowi sąsiedzi z domu na przeciwko. Nie tylko mieli świetną lokalizację do zawieszenia przedmiotu pożądania dzieciarni, ale okazali się też ekspertami w machaniu zawieszoną na sznurze piniatą. Okazuje się bowiem, że wyprowadzanie imprezy urodzinowej na ulicę to normalna praktyka, i nie zawsze wiąże się z obawami dotyczącymi odzyskania depozytu. Piniatę zawiesza się między domami i dla utrudnienia podnosi lub opuszcza, w zależności od postępów solenizanta.

Nadia przystąpiła w końcu do rzeczy. Agnieszka zawiązała jej oczy, wręczyła kij od miotły i wyprowadziła na ulicę. Wyszli też sąsiedzi i wszyscy zaczęli jej kibicować. Po kilku minutach nieudanych prób, kij wreszcie trafił w piniatę,  z której zaczęły sypać się słodycze. To chyba najbardziej niebezpieczny punkt programu, bo w tym właśnie momencie, dzieci do tej pory obserwujące tylko tę scenę wkraczają wreszcie do akcji. Wybiegając na ulicę zaczynają zbierać słodycze. Każde do swej własnej torebki. Fakt trafienia dyndającego pudelka nie zaspokoił jednak żądz naszej solenizantki i z zacięciem kontynuowała machanie kijem. Agnieszka musiała interweniować, by obyło się bez ofiar. Po Nadii, również inne dzieci miały okazję walnąć w piniatę. Gdy jednak była już  pusta, usłyszałem donośny jęk zawodu z kilkunastu gardeł. Dałbym sobie rękę uciąć, że dominującym był chyba głos mej małżonki.

W domu na szczęście czekał tort. Nadia, meksykańskim zwyczajem wgryzła się w niego z pasją, po czym resztą obdzielono gości. Grom i zabawom nie było końca. Sądząc po hałasie i minach uczestników, impreza udała się znakomicie.

Nadia and their friends playing on the floor.
Nadia and their friends playing on the floor.12-Lis-2011 15:40, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 4.8, 18.28mm, 0.013 sec, ISO 800
Nadia, Carla, William and Alex's legs...
Nadia, Carla, William and Alex's legs...12-Lis-2011 15:40, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 4.8, 18.28mm, 0.013 sec, ISO 400
Piniata hunging over a cobblestone street in Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico. Underneath Alex dancing...
Piniata hunging over a cobblestone street in Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico. Underneath Alex dancing...12-Lis-2011 16:09, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.008 sec, ISO 200
 
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:09, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.011 sec, ISO 200
Nadia with a broom stick ready to hit her Piniata. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick ready to hit her Piniata. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:09, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.008 sec, ISO 200
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.008 sec, ISO 200
 
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 85.0mm, 0.008 sec, ISO 200
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with a broom stick getting ready to hit her Piniata, while other kids are watching the preparations. The scene on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 108.0mm, 0.006 sec, ISO 400
Nadia blindfolded trying to hit a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia blindfolded trying to hit a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200
 
Nadia successful at hitting a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia successful at hitting a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200
Nadia with her Hello Kitty Piniata hunging suspended between building on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia with her Hello Kitty Piniata hunging suspended between building on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200
Piniata with a broken arm after being hit by a broom stick on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Piniata with a broken arm after being hit by a broom stick on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200
 
Nadia hitting a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia hitting a Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 5.6, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200
Nadia swinging a broom stick on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia swinging a broom stick on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 45.0mm, 0.004 sec, ISO 200
Neighbors kids helping operate te Piniata and watching the scene on the street below them on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Neighbors kids helping operate te Piniata and watching the scene on the street below them on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 28.0mm, 0.004 sec, ISO 200
 
Our American neighbor operating the other end of the line suspending the Piniata hunging over a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Our American neighbor operating the other end of the line suspending the Piniata hunging over a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 108.0mm, 0.003 sec, ISO 200
A Piniata with a broken arm in front of a spider web of electric cables on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
A Piniata with a broken arm in front of a spider web of electric cables on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:11, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 45.0mm, 0.004 sec, ISO 200
Nadia still trying to hit the Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.
Nadia still trying to hit the Piniata on a cobblestone street of Colonia San Rafael in San Miguel de Allende, Mexico.12-Lis-2011 16:11, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 28.0mm, 0.006 sec, ISO 200