Na początku lipca tego roku byłem znowu w Meksyku. Tym razem służbowo i bez rodziny. Uczestniczyłem właśnie w szkoleniu, gdy dostałem krótką wiadomość od jednego z czytelników naszego bloga. Szczerze powiedziawszy trochę się zdziwiłem, bo dawno nie napisaliśmy tu już ani słowa. Okazało się jednak, że wierni obserwatorzy naszych podróży wciąż jeszcze czują niedosyt. Ostatni z wpisów podsumował nasze wojaże, ale nie odpowiedział na postawione na wstępie pytania. Sabbatical dobiegł końca, ja wróciłem do pracy w Alstomie, wszystko wróciło do „normy”.
Czyżby bańka mydlana pękła…? Niezupełnie.
Minął już ponad rok od ostatniego wpisu, więc podsumuję szybko wszystko co wydarzyło się w tym czasie. Wydawać by się mogło, że Sabbatical nie zmienił nic w naszym życiu i po rocznych wakacjach wróciliśmy do szarej rzeczywistości, do życia w kieracie, sztampowego, niezrównoważonego modelu „praca-dom”. To fakt, wróciliśmy. Wróciliśmy jednak bogatsi o doświadczenia, które pomogły nam zrozumieć, że nie musimy powielać tych samych wzorców, że możemy wybrać inną drogę. Niekoniecznie łatwiejszą, z pewnością ciekawszą.
W podróży, jak na żaglówce ciągle byliśmy zdani na własne towarzystwo. Nie zakończyło się to rozwodem, nie doszło nawet do rękoczynów. Fizyczna bliskość, początkowo dziwna i niezręczna, z czasem okazała całkiem znośna, nawet pożądana. Częściej rozmawialiśmy. Mówiliśmy o tym co widzieliśmy, co przeżywaliśmy, o tym co czuliśmy, i o tym czego pragniemy. Z czasem przestaliśmy jednak słuchać… zaczęliśmy słyszeć, rozumieć.
Zrozumieliśmy dosyć szybko, że powrót do „normalnego” życia, modelu w którym tkwiliśmy przez lata, na dłuższą metę nie wchodzi już w rachubę. Swoboda, jaką mieliśmy podróżując była jak piękny sen. Chcieliśmy, by nigdy się nie skończył. Im bardziej jednak tego pragnęliśmy, tym bardziej boleśnie zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że nasz budżet topnieje w zastraszającym tempie. Nasz Sabbatical skalkulowany był na rok, i rzeczywiście skończył się po czternastu miesiącach. Fundusz się wyczerpał, ale pragnienia pozostały. Wróciliśmy więc z podróży nie tylko bogatsi o wrażenia, ale również uzbrojeni w „Plan Pięcioletni”.
Jakby nie idealizować, nasz Świat ma jedną zasadniczą wadę – wymaga pieniędzy do życia. Przez ostatnich kilkanaście lat pracowaliśmy by je zdobyć. Pracując, sprzedawaliśmy de facto nasz czas, nasze życie. Podczas podróży mieliśmy jednak okazję na rozmyślania i postanowiliśmy, że pora z tym stanem rzeczy skończyć. Zamiast pracować dla pieniędzy, musimy odwrócić ten układ i sprawić, by nasze pieniądze zaczęły pracować dla nas. Postanowiliśmy bardziej aktywnie zainteresować się inwestowaniem. Na tyle aktywnie, by za pięć lat znowu pozwolić sobie na Sabbatical. Tym razem jednak bez ograniczeń czasowych. Sabbatical podczas którego będziemy mieli czas by robić wszystko o czym marzyliśmy dorastając! Sabbatical, podczas którego nie będziemy musieli z trwogą obserwować jak nasze oszczędności życia topnieją.
Po powrocie zaczęliśmy więc aktywnie zmieniać strukturę naszych aktywów:
- Wielki i kosztowny dom zamieniliśmy na skromniejsze mieszkanko. To pozwoliło nam na obniżenie naszych miesięcznych kosztów utrzymania, a tym samym zwiększenie oszczędności.
- Uwolnione ze sprzedaży domu fundusze zaczęliśmy lokować w nieruchomości na wynajem. Pobierane czynsze nie tylko pokrywają koszty ich utrzymania, ale również generują bieżące zyski. Agnieszka założyła własną firmę zarządzającą tymi mieszkaniami. W tej chwili jest to oczywiście dodatkowe zajęcie, ale za parę lat zatrudnimy w niej pierwszych pracowników, którzy uwolnią nas od bieżących obowiązków.
Nasz plan pięcioletni przewiduje, że zyski z inwestycji będą wtedy wyższe niż nasze koszty utrzymania, ostatecznie uwalniając nas od konieczności sprzedawania naszego czasu. Czasu, który będziemy mogli spędzać razem, wspólnie podróżując, dorastając i starzejąc się…
Gdy przed dwoma laty wyruszaliśmy na naszą wyprawę, wypływaliśmy na nieznane wody naiwnie wierząc, że bez mapy uda nam się odkryć nowe lądy. Dryfowaliśmy, rozkoszując się rejsem, ale wbrew najszczerszym chęciom miast odkrywania nowych kontynentów, wciąż oglądaliśmy się za siebie, by nie stracić z oczu bezpiecznego wybrzeża. Nauczeni doświadczeniem wróciliśmy do portu, ale nie sprzedajemy jeszcze łajby. Łatamy dziury i uzupełniamy zapasy. W końcu mamy mapę, która pozwoli nam w końcu wypłynąć na szerokie wody.
Nasza podróż jeszcze się nie skończyła. Wygląda na to, że to jej nowy początek!
Jak mowia- „po czyms takim nic juz nie bedzie takie samo”. Dokladnie takie same przemyslenia mamy po powrocie. Ciezka praca, ciezka praca i jeszcze raz ciezka praca. Ale to co za nia kupimy jest warte o wiele wiecej niz garsc srebnikow jakie dostaniemy za kawalek naszego zycia…
Optymistyczny i pełen nadziei wpis. Życzę udane drogi w kierunku realizacji marzeń, bo tak naprawdę to ponoć właśnie ta droga jest podróżą:-)