Hunting Island, SC

Krótkie podsumowanie tego co robiliśmy przez ostatnich kilka tygodni.

Muszę przyznać, że uzupełniania dwóch blogów jest jednak stanowczo ponad moje siły. Ostatni wpis tutaj zrobiłem gdy jeszcze mieszkaliśmy w Smith Mountain Lake State Park, a tu tymczasem od blisko dwóch tygodni mieszkamy w Południowej Karolinie.

W skrócie napiszę jedynie, że tydzień w Wirginii był nadzwyczaj udany. Pogoda dopisywała, zajęć było co niemiara, a cały park do naszej dyspozycji. Nauczyliśmy się kilku rzeczy o sowach i o nietoperzach. Zaczęliśmy się orientować w terenie za pomocą kompasu, rozpalać ognisko bez zapałek i gotować na nim. Pływaliśmy na canoe i na motorówce (niektórych ciągano i za nią) i wogóle robiliśmy mnóstwo innych fajnych rzeczy.

 

Ale przyszła pora na kolejny etap naszej wyprawy i na pięć kolejnych dni zawitaliśmy do Cheraw w Południowej Karolinie. To tu właśnie urodził się Dizzy Gillespie, ojciec amerykańskiego jazzu. Jest to małe i bardzo urokliwe miasteczko, nazywanym najpiękniejszym w Dixie. Tu na głównej ulicy weszliśmy na lunch i skończyliśmy robiąc z właścicielami pierogi w zamkniętym już lokalu. Było fajnie, ale znowu nadszedł czas przekwaterowania.

 

 

W zeszły piątek dojechaliśmy na wybrzeże (po drodze gubiąc namiot), gdzie rozbiliśmy się w dżungli w parku zwanym Hunting Island. Komary pogryzły nas niemiłosiernie, a na nasze zapasy zaczęły polować okoliczne szopy. Po trzech prawie nieprzespanych nocach zdecydowaliśmy się przenieść obozowisko. Całymi dniami byczymy się na plaży, moczymy w oceanie, albo jeździmy na rowerach po piasku.

 

 

Więcej polecam czytać na anglojęzycznej stronie bloga, gdzie publikuję częściej i szerzej.