Zagadka zaginionej tablicy

Pamiętacie zaginioną tablicę, o której pisałem ostatnio…? Okazuje się, że nie tylko nie zostaliśmy okradzeni, ale również to my jesteśmy winni popełnienia przestępstwa! Otóż nasza, estetycznie nienaganna tablica informacyjna naruszyła nie tylko lokalne przepisy, lecz również uczucia samorządowców. Zostaliśmy oskarżeni o nielegalną publikację treści, które mogły zakłucić ruch pojazdów oraz o stawianie nieautoryzowanych konstrukcji na pasie zieleni przydrożnej. To oczywiście moja wolna interpretacja, gdyż określenia użyte przez lokalną władzę w celu skłonienia nas do usunięcia tablicy były zdecydowanie bardziej ubogie. Napisali nam po prostu, że wystawienie tablicy było nielegalne i jeśli jej do jutra nie usuniemy to nas zamkną do więzienia. Chyba zapomnieli o tym, że sami ją już sprzątnęli. Teraz przynajmniej wiemy gdzie jej szukać!

Nie muszę chyba wyjaśniać, że brak informacji przy wjeździe na nasze osiedle wpłynie bardzo negatywnie na naszą zdolność pozbywania się gratów zalegających garaż i inne części domu. Umieściliśmy co prawda informację o wyprzedaży w lokalnej gazetce i na Craigslist (bardzo popularnej w USA stronie z ogłoszeniami drobnymi), ale jestem przekonany, że to właśnie tablica sprowadzała do nas większość nabywców. Wygląda na to, że więcej rzeczy będziemy musieli podarować lokalnej Armii Zbawienia, albo upchać w magazynie na czas naszej nieobecności.

Sprzedaż motocykla też utknęła w martwym punkcie. Jestem pewien, że wpływ na to ma pogoda, która w ostatnich dniach zdecydowanie się pogorszyła. W poniedziałek było jeszcze bardzo ładnie, we wtorek cudem tylko uniknąłem przemoczenia skarpetek, w środę jednak szczęście zupełnie się ode mnie odwróciło. Ponoć sąsiadka, czytająca anglojęzyczne wydanie tego bloga, trzymała za mnie kciuki widząc jak wyjeżdżam rano do pracy. Na niewiele się to jednak zdało, bo w połowie drogi dopadła mnie poważna ulewa. Zmuszony byłem z podkulonym ogonem zawrócić, upchnąć motor w garażu i zabrać się za wyżymanie ubrania. Dziś pogoda jest nie lepsza, więc pomny wczorajszych doświadczeń zamówiłem sobie prywaną limuzynę w postaci kolegi z pracy. Problem z tym jedynie taki, że kolega bardziej jest ode mnie pracowity i musiałem wstać blisko godzinę wcześniej.

Wynajem domu też nie postępuje tak jak byśmy sobie tego życzyli i musieliśmy wziąść sprawy we własne ręce. Nasz agent sprowadził do tej pory jedynie jedną parę zainteresowaną wynajmem naszego domu. Zapomniał jedynie spytać ich o budżet jakim dysponują. Po wystawieniu domu na Craigslist, zaczął się jednak robić jakiś ruch i mamy kilkoro kolejnych kandydatów. Mamy nadzieję, że tym razem coś z tego wyjdzie. Trzymajcie kciuki!

Chciałbym móc napisać coś o przygotowaniach do podróży, ale chwilowo nawet nie miałem czasu się tym zająć. Na szczęście Agnieszka jest dużo lepiej ode mnie zorganizowana i wiele rzeczy załatwia za moimi plecami. Tak więc dzięki niej nasz samochód ma już zamontowany hak, na którym umocujemy bagażnik na rowery. Ma też zmienione hamulce, olej i przeszedł inspekcję. Olo wciąż przechodzi kurację mającą na celu wyzbycie go alergii. Dotychczasowe wyniki są wielce obiecujące  i wdzięczni jesteśmy pani doktor „kuropatce” jak nazywa ją Olo. Chodzi oczywiście o doktor naturopatę, która stosuje metody raczej nietypowe, by ulżyć naszemu małemu pacjentowi. Nadia zakończyła wczoraj swój pierwszy rok szkolny. Na zakończenie nie było ceremoni jakie pamiętam z przed trzydziestu lat z Polski, było za to przedstawienie, jakie dzieci przygotowały dla rodziców. W sztuce pod tytułem „Złotowłosa i trzy Niedźwiedzie”, Nadia grała rolę Złotowłosej. Chyba sobie wyobrażacie jak dumni byli jej rodzice…

To tyle w tej relacji, myślę że już niedługo zaczniemy planować szczegóły trasy. Najpierw jednak musimy zająć się ubezpieczeniami i likwidacją umów z gazownią, zakłademm enrgetycznym, dostawcą internetu itp, itd…