Pokazy lotnicze w Geneseo

Kilka słów o tym jak nasze przygotowania do podróży nie pozwalają nam skupić się na niczym innym, a co za tym idzie chronią przed nadmiernym stresem, oraz zdjęć kilka z przed kilku lat dla zobrazowania „co na nasze niebo wlata”.

Próbuję pisać w parku. Przedsmak tego, co czekać nas będzie w podróży. Wokół pełno ludzi, gra muzyka i wszyscy się bawią. Jakaś nieznajoma pięciolatka włazi mi właśnie na głowę pytając, czy na moim laptopie mam jakieś gry. Gdy grzecznie ją zbywam, zaczyna mi opowiadać o swoich problemach z rodzeństwem. Gdzieś za mną ochotnicza straż wyjeżdża do pożaru. Hałas taki, że nie słychać nawet własnych myśli. Do tego muszę pilnować Nadii i Ola, gdy gonią się z innymi dziećmi na placu zabaw. Hmmm… Jeśli tak to ma wyglądać na co dzień, to będzie niezła jazda!

Przedwczoraj, po czternastu latach spędzonych w firmie pożegnałem się z Alstomem. Bez fanfar i bez ceregieli. Ot, krótki lunch z byłym już w tej chwili szefem i grupą najbliższych współpracowników, krótka rundka wokół biura, aby wszystkim uścisnąć dłoń i pomachać na do widzenia. Przed trzecią po południu byłem już w domu. Myślałem, że rozstanie będzie bardziej stresujące. Najwyraźniej mózg ludzki, a przynajmniej mój, jest tylko jedno procesowy i nie radzi sobie najlepiej ze stresem wielowątkowym. My w tej chwili koncentrujemy się na wynajęciu domu, jego opróżnianiu i pakowaniu do podróży. To wystarczająco dużo, jak dla nas. Praca jak widać nie zasługuje na miejsce na podium. Pewnie jak trochę już odpoczniemy to zaczniemy się przejmować faktem, że na własne życzenie staliśmy się bezrobotni i pozbawili wszelkich źródeł dochodów.

Tymczasem jednak do wyjazdu zostało nam już tylko trzydzieści osiem godzin. Dom już prawie pusty, wszyscy śpimy już na dmuchanych materacach, w domu puste ściany, a magazyn pęka już w szwach. We wtorek nasz agent ma pokazać dom potencjalnym dzierżawcom. Trzymajcie kciuki – jak dotąd wszystko idzie w miarę zgodnie z planem. Jeśli udałoby nam się wynająć dom na dniach, niczego już chyba nie brakowałoby nam do pełni szczęścia. No, może poza chwilą odpoczynku w towarzystwie Rodziny i starych znajomych. No i oczywiście kilku szklaneczek schłodzonego browaru. Ale to rozumie się przecież samo przez się…!

W ten weekend, gdy my uwijamy się pakując w kartony resztę naszego dobytku nad głowami warczą nam silniki samolotów wojskowych z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej. Meserszmity, Junkersy, Mustangi a nawet B52 i inne Zera latają nad naszym domem przez całe dnie. Szkoda, że w tym roku nie mamy czasu, by odwiedzić coroczną imprezę jaka odbywa się w ościennym Geneseo – bardzo urokliwym miasteczku uniwersyteckim. Na szczęście mam kilka zdjęć sprzed kilku lat.

14-Lip-2007 12:01, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:01, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 60.0mm, 0.003 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:06, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.001 sec, ISO 200
 
14-Lip-2007 12:03, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 53.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:06, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 80.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:04, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 53.0mm, 0.003 sec, ISO 200
 
14-Lip-2007 12:07, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:10, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 158.0mm, 0.003 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:03, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.001 sec, ISO 200
 
14-Lip-2007 12:17, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.001 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:47, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 80.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:28, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 6.7, 300.0mm, 0.002 sec, ISO 200
 
14-Lip-2007 13:00, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 8.0, 35.0mm, 0.004 sec, ISO 200
14-Lip-2007 12:25, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 60.0mm, 0.002 sec, ISO 200
14-Lip-2007 13:02, PENTAX Corporation PENTAX K100D , 9.5, 48.0mm, 0.003 sec, ISO 200
 

 

Zagadka zaginionej tablicy

Pamiętacie zaginioną tablicę, o której pisałem ostatnio…? Okazuje się, że nie tylko nie zostaliśmy okradzeni, ale również to my jesteśmy winni popełnienia przestępstwa! Otóż nasza, estetycznie nienaganna tablica informacyjna naruszyła nie tylko lokalne przepisy, lecz również uczucia samorządowców. Zostaliśmy oskarżeni o nielegalną publikację treści, które mogły zakłucić ruch pojazdów oraz o stawianie nieautoryzowanych konstrukcji na pasie zieleni przydrożnej. To oczywiście moja wolna interpretacja, gdyż określenia użyte przez lokalną władzę w celu skłonienia nas do usunięcia tablicy były zdecydowanie bardziej ubogie. Napisali nam po prostu, że wystawienie tablicy było nielegalne i jeśli jej do jutra nie usuniemy to nas zamkną do więzienia. Chyba zapomnieli o tym, że sami ją już sprzątnęli. Teraz przynajmniej wiemy gdzie jej szukać!

Nie muszę chyba wyjaśniać, że brak informacji przy wjeździe na nasze osiedle wpłynie bardzo negatywnie na naszą zdolność pozbywania się gratów zalegających garaż i inne części domu. Umieściliśmy co prawda informację o wyprzedaży w lokalnej gazetce i na Craigslist (bardzo popularnej w USA stronie z ogłoszeniami drobnymi), ale jestem przekonany, że to właśnie tablica sprowadzała do nas większość nabywców. Wygląda na to, że więcej rzeczy będziemy musieli podarować lokalnej Armii Zbawienia, albo upchać w magazynie na czas naszej nieobecności.

Sprzedaż motocykla też utknęła w martwym punkcie. Jestem pewien, że wpływ na to ma pogoda, która w ostatnich dniach zdecydowanie się pogorszyła. W poniedziałek było jeszcze bardzo ładnie, we wtorek cudem tylko uniknąłem przemoczenia skarpetek, w środę jednak szczęście zupełnie się ode mnie odwróciło. Ponoć sąsiadka, czytająca anglojęzyczne wydanie tego bloga, trzymała za mnie kciuki widząc jak wyjeżdżam rano do pracy. Na niewiele się to jednak zdało, bo w połowie drogi dopadła mnie poważna ulewa. Zmuszony byłem z podkulonym ogonem zawrócić, upchnąć motor w garażu i zabrać się za wyżymanie ubrania. Dziś pogoda jest nie lepsza, więc pomny wczorajszych doświadczeń zamówiłem sobie prywaną limuzynę w postaci kolegi z pracy. Problem z tym jedynie taki, że kolega bardziej jest ode mnie pracowity i musiałem wstać blisko godzinę wcześniej.

Wynajem domu też nie postępuje tak jak byśmy sobie tego życzyli i musieliśmy wziąść sprawy we własne ręce. Nasz agent sprowadził do tej pory jedynie jedną parę zainteresowaną wynajmem naszego domu. Zapomniał jedynie spytać ich o budżet jakim dysponują. Po wystawieniu domu na Craigslist, zaczął się jednak robić jakiś ruch i mamy kilkoro kolejnych kandydatów. Mamy nadzieję, że tym razem coś z tego wyjdzie. Trzymajcie kciuki!

Chciałbym móc napisać coś o przygotowaniach do podróży, ale chwilowo nawet nie miałem czasu się tym zająć. Na szczęście Agnieszka jest dużo lepiej ode mnie zorganizowana i wiele rzeczy załatwia za moimi plecami. Tak więc dzięki niej nasz samochód ma już zamontowany hak, na którym umocujemy bagażnik na rowery. Ma też zmienione hamulce, olej i przeszedł inspekcję. Olo wciąż przechodzi kurację mającą na celu wyzbycie go alergii. Dotychczasowe wyniki są wielce obiecujące  i wdzięczni jesteśmy pani doktor „kuropatce” jak nazywa ją Olo. Chodzi oczywiście o doktor naturopatę, która stosuje metody raczej nietypowe, by ulżyć naszemu małemu pacjentowi. Nadia zakończyła wczoraj swój pierwszy rok szkolny. Na zakończenie nie było ceremoni jakie pamiętam z przed trzydziestu lat z Polski, było za to przedstawienie, jakie dzieci przygotowały dla rodziców. W sztuce pod tytułem „Złotowłosa i trzy Niedźwiedzie”, Nadia grała rolę Złotowłosej. Chyba sobie wyobrażacie jak dumni byli jej rodzice…

To tyle w tej relacji, myślę że już niedługo zaczniemy planować szczegóły trasy. Najpierw jednak musimy zająć się ubezpieczeniami i likwidacją umów z gazownią, zakłademm enrgetycznym, dostawcą internetu itp, itd…